niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 2

Od pogrzebu Nimfadory i Remusa minął tydzień.  Od tego czasu nie wychodzę z domu. Jest końcówka maja. Niebo jest błękitne, kwitną kwiaty, śpiewają ptaki. Cały świat jakby na złość cieszy się. Ta radość nie dociera do mnie, nie przebija się przez niewidzialną skorupę okalającą mnie. Świat otaczajający mnie, dobija, denerwuje, rani. Nie potrafię go zaakceptować. Dlaczego on jest taki radosny skoro ja mam w sercu szarość?
 Dlaczego wszyscy się uśmiechają i cieszą z końca wojny skoro tyle ludzi poległo?
Dlaczego wszystko znów funkcjonuje, jak kiedyś, jakby nic się nie wydarzyło?
 Dlaczego umarli moi przyjaciele, a nie ja?
Może tam, po drugiej stronie wszystko jest prostsze, jaśniejsze?
Za dużo pytań i brak odpowiedzi. Utwierdzam się w przekonaniu, że naprawdę muszę się tam udać.
Wstaję z łóżka, biorę orzeźwiający prysznic. Ubieram czarne spodnie i koszulę w takim samym  
kolorze. Trzęsącą się ręką sięgam po różdżkę leżącą na stole. Od końca wojny mam opory, związane z używaniem magii. Staję przed kominkiem. Wrzucam garść proszku i wypowiadam głośno i wyraźnie adres docelowy.
Za pomocą Sieci Fiuu znajduję się w ogromnym, zatłoczonym holu.
Gdzie mam się  udać? W myślach powtarzam treść ogłoszenia. Gabinet 26.
Rozglądam się. Widzę wielki napis informacja wiszący nad dębowym biurkiem. Podchodzę do pulchnej blondynki siedzącej przy tym biurku.
-Dzień dobry. Przepraszam, jeśli chcę się dostać do specjalisty z gabinetu 26 to muszę się tutaj zarejestrować?-pytam grzecznie.
-Nie, nie musi pani. Rejestracja odbywa się bezpośrednio w gabinecie, który znajduje się na czwartym piętrze.
Dziękuję za informację i udaję się w kierunku windy. W pierwszej i drugiej windzie nie ma miejsca. Dopiero w  trzeciej jest tylko pare osób. Wchodzę. Słyszę pytanie.
- A panienka na które piętro?
-Czwarte- odpowiadam. Zapada cisza, nikt się nie odzywa. Po pewnym czasie ciszę przerywa głos oznajmujący pierwsze piętro. Winda zatrzymuje się. Wchodzi kilka osób. Winda znów rusza. Na drugim piętrze tak samo.
Gdy zatrzymuje się na trzecim piętrze kątem oka zauważam niską, rudą kobietę wsiadającą do windy. Nie chcę, żeby mnie zauważyła. Nie chcę pytń typu "Hermionko, a co ty tu robisz?"
Niestety kobieta mnie zauważa. Nie wypada udawać, że jej nie znam. Na moich ustach pojawia się najbardziej wymuszony uśmiech, na jaki jest mnie stać.
-Dzień dobry pani Weasley, co panią tu sprowadza?- zadaję pytanie, zanim ona nie zadała je mi.
- Witaj Hermiono. Idę do Percego, a ty?
-Ja, ja słyszałam, że Luna jest jeszcze w szpitalu. Postanowiłam ją odwiedzić. -kłamię, bo co innego mam powiedzieć?
-O, kochanieńka ja też miałam do niej zajrzeć. Może zrobimy to razem?- pyta się z ogromnym uśmiechem.
Niech to szlag- myślę. Co jej mam odpowiedzieć?
- Z ogromną przyjemnością pani Weasley, z ogromną przyjemnością.- mówię z przekąsem, moja  niewyraźna mina jej nie przeszkadza. Wysiadamy na czwartym piętrze. Kobieta kieruje swe kroki w lewą stronę, a ja jak skazaniec idę za nią. Wchodzimy do sali. Widzę blondynkę opowiadającą historię jakiejś innej kobiecie. Kobieta ta z zachwytem słucha słów Luny.
-Witaj Lunko!
- O, pani Weasley. Witam. Hermiona?
-Cześć Luna!
-Usiądźcie, proszę.- wskazuje nam na krzesła stojące obok jej łóżka. Siadamy.
-Właśnie opowiadałam Emily o szkodliwym działaniu Gnębiwtrysków!- mówi zachwycona. Gdy tylko słyszę tą nazwę odcinam się od rozmowy. Zastanawiam się dlaczego skłamałam i dlaczego wybrałam akurat Lunę? Mogłam powiedzieć, że idę na badania kontrolne, odebrać wyniki albo wymyślić jakiś inny powód. Ale nie, musiałam pomyśleć akurat o Lunie Lovegood. Dziewczynie z rozmarzonym głosem, wierzącej w nieistniejące stwory. Dziewczynie działającej mi na nerwy.            
-Taka cena kłamstwa Hermiono.- pomyślałam gorzko.
-Dobrze się czujesz Hermiono?- słyszę zatroskany głos pani Weasley.
-Tak. Znaczy nie. Jestem zmęczona i boli mnie głowa. Chyba muszę wracać do domu.
-Naprawdę Hermiono? Chciałam ci jeszcze opowiedzieć o Narglach- mówi swym denerwującym głosem Luna
-Niestety, muszę wracać.
-Hermionko, może wpadniesz jutro do Nory na kolację? Wypisują Percego, będą prawie wszyscy.- zastanawiam się jak ta kobieta może być nadal taka miła i radosna. Przecież straciła syna.
-Dobrze, wpadnę.- tych słów nie wypowiadam ja. Czuję jakby ktoś wsadził je w moje usta- Dowidzenia!
Wychodzę z sali, kieruję swe kroki w prawą stronę. Pamiętam, że idąc do Luny mijałam Gabinet 26.