poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 1

Jak co noc próbuję zasnąć.
Boję się. Boję się, że znów będzie to samo, że gdy zasnę znów pokażą się w mojej głowie te przerażające obrazy. Znów obudzę się z krzykiem. Cała spocona, a łzy będą ciekły mi po policzkach.
Boję się zasnąć, czy to nie brzmi banalnie?
Schodzę do kuchni, wypijam szklankę mleka. Mam nadzieję, że mi pomoże. Wracam do łóżka, zerkam na zegarek jest 3 rano. Leżę w łóżku  jeszcze kilka, może kilkanaście minut  w końcu czuję jak opadają mi powieki. W mojej głowie pokazują się obrazy.

Znów mam 12 lat, stoję na boisku Qudditcha i mierzę się wzrokiem z Malfoyem.
-Ale przynajmniej żaden członek drużyny Gryffindoru nie musiał się do niej wkupywać. Każdy po prostu miał talent.
-Nikt cię nie pytał o zdanie, ty nędzna szlamo.
••
Wracam korytarzem z  biblioteki do wieży Gryffiindoru. Wiem, że muszę uważać, zwłaszcza po tym co przeczytałam o grasującym w zamku bazyliszku. Najważniejsze informacje zanitowałam na kartce. Gdy tylko wrócę do wieży pokażę je chłopką. Jestem na zakręcie, zerkam w lusterko. Widzę parę żółtych oczu, przyglądam się im  i po chwil w mojej głowie zapada ciemność.
•••
  Jestem w Zakazanym Lesie, panicznie się boję, że cntaury nas skrzywdzą. Nagle słyszę straszliwy łoskot, Centaury rzucają mną o ziemię.
 Pojawia się  Graup, wyciąga swoją olbrzymią rękę w moją stronę. Jestem pewna, że to koniec. Nagle zauważam deszcz strzał w niego wycelowanych. Zrywam się z Harrym na nogi biegniemy dopóki odgłosy walki Graupa z Centaurami nie ucichają. Czuję się bezpieczna, choć przez chwilę.
••••
Kolejny raz mówię do Harrego, że Syriusz jest w domu, bezpieczny.
Znów mnie nie słucha. Kolejny raz wsiadam na testrale, znów to dziwne uczucie, jak mam na nich lecieć skoro ich nie widzę.  Póbuję przemówić do Harrego, może tym razem nie polecimy, może Syriusz przeżyje.
Nie, znów lecimy, a ja tak panicznie boję się latać.
•••••
Znów Departament Tajemnic.
Otwieram usta, żeby pochwalić Harrego, za rzucenie zaklęcia, gdy widzę pędzący w moją stronę fioletowy płomień. Nie mam szans, nie daję rady go odbić. Trafia mnie prosto w pierś, znów zapada ciemność.
••••••
Schodzę kolejny raz po schodach w moim domu. Mam przy sobie tylko torebkę. Podchodzę do rodziców siedzących na kanapie i popijających herbatę.
-Kocham was. Żegnajcie.- mówię
-Hermiono, nie...- nie kończą zdania, nie daję im na to szansy. Wypowiadam w głowie formułę, widzę jak oczy rodziców stają się puste. Szybko wychodzę z domu, zamykam drzwi. Jedna samotna łza toczy mi się po policzku, ścieram ją, muszę być silna. Teleportuję się do Nory.
••••••
W mojej głowie przeplatają się wspomnienia z poszukiwań Horkruksów. Kłótnie z Ronem, rozmowy z Harrym, wydarzenia z Doliny Godryka.  Jedno wspomnienie wyróżnia się. , Znów czuję ten ból, ten zapach, słyszę ten krzyk:
-Mów szlamo skąd masz ten miecz?!
-Ja nie wiem, naprawdę znaleźliśmy go.
-Nie kłam szlamo- widzę jak się pochyla ze sztyletem w dłoni i wariackim uśmiechem.
-Nie, błagam, nie.
-Zamilcz szlamo!- dostaję w twarz, chwilę później czuję przeraźliwy ból ramienia.
Kolejny raz zapada ciemność
••••••••
Wiem, że za chwilę się obudzę.
Widzę palący się pokój, śmierć Nimfadory, „martwego” Harrego, walkę z Bellatrix.
Pogrzeby przyjaciół.
•••••••••

Jest 7. Tak jak przewidywałam budzę się z krzykiem, jestem spocona i zapłakana.
 W oknie widzę sowę z „Prorokiem Codziennym”. Podchodzę, płacę jej i odbieram gazetę. Przeglądam ją, nagle natrafiam na ciekawą wzmiankę.
Już wiem, gdzie dzisiaj muszę się udać...



Oto jest, rozdział pierwszy!





sobota, 3 stycznia 2015

Miniaturka I

Niektórzy ludzie nie wierzą w prawdziwą miłość ani w słynny slogan " Prawdziwa miłość przetrwa wszystko". Ja wam udowodnię, że istnieje TAKA miłość, opowiem wam historię, jedną z wielu, których byłam świadkiem..
Wielka Bitwa trwa, w oddali słychać łoskot upadających ciał, rzucanych klątw, klątw niosących śmierć. Nikt kto żywy się nie poddaje, walczy, walczy do utraty ostatniej kropli krwi. Obydwie strony są pewne swojej wygranej, a tak naprawdę nie wygra nikt, zło i dobro będą trwać zawsze, przez wieki...
Stoję w oddali przyglądam się całej walce, stoję tu i jednocześnie jesem w kilku innych częściach świata. 
W odpowiednim momęcie podchodzę, ale nikt mnie nie widzi, nie widzi, ale ja jestem. Podchodzę do człowieka, jeszcze człowieka i zabieram jego duszę, oddaje się ona bezwładnie w moje ręce, zabierając duszę zostawiam tylko ciało, skorupę. Znów wracam na miejsce, gdzie stałam wcześniej, rozglądam się. Od razu zauważam burzę brązowych loków uśmiecham się, tak wiem uśmiech i sentymenty w moim zawodzie nie są wskazane, ale przecież nie mam szefa, który by mnie kontrolował. Wracając do tematu widzę burze brązowych loków, należących do  osiemnastoletniej dziewczyny, szlamy, niejakiej Hermiony Granger. 
Skąd ja to wszystko wiem? Czasami pytam sama siebie. Dziewczyna umykała przedemną już parę razy, czuje, że tym razem jej się nie uda. Walczy ona z Bellatrix Lestarge, czystokrwistą czarownicą w średnim wieku uważaną za jedną z najbardziej bezlitosnych czarownic walczących po stronie zła,większość ludzi walczących po stronie dobra ginie z jej rąk, a właściwie różdżki.
Patrzę, wiem że na Hermionę już za chwilę nadejdzie czas, nie mylę się, widzę jak Lestarge rzuca śmiercionośną klątwę. Dziewczyna nie jest w stanie się obronić. Jej dusza woła mnie. Podchodzę, słyszę szalony śmiech Lestarge, zabieram duszę młodej dziewczyny. 
Nagle do czarnowłosej podbiega blondwłosy chłopak, bez zastanowienia rzuca Avadę w swoją, jak się okazało ciotkę. Zabija ją, zna konsekwencje, chce pomścić śmierć ukochanej, tak on kochał Hermionę. Podchodzę do czanowłosej zabieram ją. Uśmiecham się, nareszcie, tyle razy zabierałam jej ofiary, niewinnych ludzi teraz przyszedł czas na nią. Już mam odchodzić gdy tuż obok mnie pada ciało blondyna, został zabity przez własnego ojca, któremu rozkazał to Czarny Pan. Chłopak był szpiegiem, pomagał Zakonowi, zakochał się w szlamie, pomścił jej śmierć, umarł z rąk własnego ojca. Zabieram go widzę, że się uśmiecha, zapewne myśli o ukochanej...

Ich odejście niczego nie zmienia, bitwa nadal trwa. W końcu Złoty Chłopiec zabija Czarnego Pana, dobro zwycięża chociaż zło będzie trwać wiecznie. 
A ja odchodzę, z Hogwartu idę w inną część świata po inną duszę. 
W chwili wolnego idę w stronę tunelu, tak po tylu latach wiernej pracy bez urlopów mam prośbę do Boga chcę zobaczyć co się stało z Hermioną i jej ukochanym. Bóg przyzwala mi kiwnięciem głowy, wchodzę.
Okazuje się, że jestem w raju, w krainie spokoju. Widzę w oddali Hermionę z Draconem, trzymają się za ręce, są uśmiechnięci.
Wychodzę. Wiem, że już nigdy nikt ich nie rozdzieli, będą razem, aż do końca.
Końca?
Końca czego, świata, śmierci, Boga...?
Na to musicie ospowiedzieć sobie sami, ale jednego jestem pewna, że nigdy się nie rozstaną, bo prawdziwa miłość przetrwa wszystko, nawet śmierć, mnie.